~*~
W ciągu 10 minut wszyscy zebrali się w moim tajnym biurze. Szybko wyjaśniłem im całą sytuację i od razu zabraliśmy się do roboty.
Siedziałem dość długo przy laptopie nim rozgryzłem system więzienny w Hiszpanii. Liam opracowywał najlepsze sposoby wyciągnięcia Angel ,a Harry, Zayn i Niall zbierali ekipę w Barcelonie.
Połowę dnia wykorzystaliśmy na opracowanie planu i teraz pakujemy się do prywatnego samolotu, pełni nadziei. Ciekawe jak radzi sobie An.
*P.O.V. Angel*
Pierwsze godziny siedzenia tutaj były istna katorgą. Siedziałam na podłodze i wpatrywałam się w różne punkty mojej celi ,co jakiś czas zmieniając pozycję. Strażniczka powiedziałam mi otwarcie ,że jestem jak osoba obłąkana. Może udawanie psychicznej jest dobrym pomysłem?! Czas okropnie się przeciągał ,można powiedzieć w nie skończoność. Po jakimś czasie zmęczona "nic nie robieniem" zasnęłam.
Obudziło mnie zgrzytanie krat. Otwarłam oczy i ze zdumieniem wpatrywałam się w postać za strażniczką.
-Black, przyszedł twój adwokat - powiedziała kobieta.
Cieszyłam się jak małe dziecko na jego widok. On też był widocznie uradowany moją poprawą humoru. Ubrany był w dopasowany czarny garnitur i miał ze sobą skórzana teczkę adwokacką. Po odejściu strażniczki rzuciłam się mu w objęcia.
-Louis! - powiedziałam.
-Stęskniłaś się mała? - zapytał z uśmieszkiem.
-Jasne. Po co tu jesteś?
-Musimy cie stąd wyciągnąć i mam zamiar przedstawić plan działań ,bo ty jesteś potrzebna.
W przeciągu 15 minut wyjaśnił mi wszystko. Walka rozegra się wieczorem. Uda się lub wszyscy pójdziemy siedzieć.
-Kto cie wkopał? - zapytał na koniec.
Niemal bezgłośnie wypowiedziałam "Lewis" ,a na horyzoncie pojawiła się ta upierdliwa baba.
-Do widzenia - rzucił urzędowym tonem Louis i wyszedł.
-Przystojny ten twój adwokacik - powiedziała strażniczka.
-Tak pani sądzi?
-Mów mi Helen.
-Andrea.
-Wracając. twój adwokat nie jest głupiutki i pewnie dużo kosztuje.
-Pewnie tak, nie znam się na tym.
Helen nie kontynuowała rozmowy ,tylko wróciła na swoje miejsce. Muszę ją dopisać do mojej listy osób ,które zrobiły coś pożytecznego dla mnie.
Odliczałam najpierw godziny ,a później minuty do rozpoczęcia akcji. Dziwiło mnie to ,że aż dwudziestko ludzi chce mnie stąd wydostać.
Pozostało tylko około dziesięciu minut ,a ja stałam dokładnie na środku pomieszczenia. Powoli odliczałam czas w myślach. Po dwóch dniach wszyscy wokół uznali ,że jestem nieźle szurnięta.
Trzy sekundy, dwie sekundy, jedna...
Nagle światło zgasło i rozległy się odgłosy podobne do wybuchu.
-Ktoś zaatakował czwarte skrzydło, daleko od nas - powiedziałam Helen.
Niecałą minutę później rąbnęło w skrzydle drugim czyli u nas.
-Zaraz wracam - poinformowała mnie kobieta.
Wszystko niczym jakiś niezły film akcji. Chwilę później ujrzałam Niall'a i Harrego w kominiarkach razem z trzema innymi chłopakami. Jeden z nich zaczął majstrować przy zamku mojej celi i po chwili otworzył.
-Dobra, wynosimy się stąd! - wrzasnął Niall
Zostałam pociągnięta przez Hazze do podstawionego czarnego vana i odjechaliśmy.
Około godzinę później dotarliśmy na obrzeża miasta do jakieś rezydencji.
-Tymczasowe mieszkanko - wyjaśnił Niall.
W salonie zobaczyłam Louisa ,który intensywnie wlepia swoje oczy w ekran laptopa. Był ranny w ramię ,ale jego wzrok był zwrócony w stronę czegoś innego ,jakby od tego właśnie zależało jego życie.
Podeszłam do niego i zamknęłam mu komputer. Popatrzył na mnie z troszeczkę wykrzywionym z bólu uśmieszkiem.
-Dajcie apteczkę ,bo muszę go opatrzyć.
Chwilę później ktoś rzucił mi w ręce pudełko ,o które prosiłam.
Szybko uporałam się z rana. Jako jedyna byłam zdolna opatrywać zranionych ludzi po tej linii frontu.
-Kiedy wracamy do domu? - zapytałam.
-Musimy wykonać jeszcze jedną misję - uśmiechnął się tajemniczo Lou.
O cholera ....
~*~