środa, 18 lutego 2015

Rozdział 13

*Pochylona czcionka oznacza wspomnienie 
____________________________________________________

Mała dziewczynka bardzo bała się ciemności. Po raz kolejny rodziców obudził jej krzyk. Bała się potworów z pod jej łóżka. Chwilę później do jej pokoju weszła zatroskana matka.
-Co się dzieje kochanie? - zapytała.
-Boję się mamusiu.
-Nic się nie martw ja cie obronie.

Wspomnienia wracały. Kiedyś bałam się ciemności, burzy, wszystkiego. Teraz nic nie jest straszne jak kiedyś. 
Siedzę spokojnie w swoim aucie czekając na start. Chwilę później zauważam Liam'a ,który zmierza w moim kierunku.
-Uzgodniliśmy wyścig długo dystansowy. Na tym GPS masz dokładną trasę. Startujemy w odstępach 10 minut ,a ty jedziesz jako ostatnia.
-Louis nie startuje? - pytam.
-Musi tu zostać. W razie problemów będziemy dzwonić.
-Oczywiście - posyłam lekki uśmiech w stronę chłopaka.
Cierpliwie patrzę na linię startu. Pierwszy, drugi, trzeci, czwarty. Ustawiłam się na linii startu i czekam na mojego przeciwnika. Po chwili po mojej prawej stronie pojawia się czerwone audi R6. Swój wzrok skupiam na blondynce ,która weszła pomiędzy nasze auta z flagą. Włączyłam swój GPS i ukazała mi się cała trasa. Zapięłam pasy i na znak startu szybko ruszyłam.
Kilka kilometrów dalej samochód mojego przeciwnika pozostał w tyle. Cała trasa to około 50 kilometrów. W okolicach 25 kilometra mój telefon zaczyna wibrować. Szybko odbieram:
-Wyścig skończony, Zayn został wyautowany. Za 5 Kilometrów powinnaś do niego dotrzeć. Śpiesz się, bo za niedługo zjawią się tam gliny. Zbieraj Malika i spotkamy się w domu - informuje mnie Lou.
-Zrozumiałam - szybko się rozłączam.
5 minut później byłam na miejscu. Malik siedział na barierce paląc papierosa. Zaparkowałam na poboczu i ruszyłam w jego stronę.
-Jesteś cały? - pytam.
-Bywało lepiej.
-Chodź ,bo zaraz gliny przyjadą - mówię.
Chłopak gasi papierosa i wsiada do auta.
-Jak to się stało? - pytam ostrożnie.
-Wszystko szło dobrze ,póki nie zobaczyłem ,że wysiadły mi hamulce.
-Musieli mi obluzować śruby, podczas jazdy po prostu się rozleciały.
Naszą uroczą pogawędkę przerwał wyłaniający się zza rogu patrol policji. Jak miło. 
-Może teraz coś wypróbuje - pomyślałam.
Wcisnęłam lekko kierownicę i od razu pojawił mi się panel turbo.
-Louis nigdy nie pokazywał takich cudeniek -mówi Malik.
-To moje dzieło jest, na razie to faza prototypu i muszę go teraz popróbować - uśmiecham się. 

**
Spanie jest chyba najgorszą rzeczą w moim życiu. Spanie w dodatku ,gdy śni ci się koszmar. To samo zawsze powraca, nie raz ze zdwojoną siłą, Najgorsze to niemożność wyrwania się z tego koszmaru samemu.
Krzyki ,które przecinają ciszę pokazują ,że jest coś czego się boisz, twoje najskrytsze demony. 

Przerwa w szkole zawsze ciągnie się w nieskończoność. Te chwile najczęściej spędzam sama ze sobą na ławce czytając książkę. Dziś jednak zamiast spokoju było inaczej.
Ktoś wyrwał mi książkę z ręki ,a tym kimś była Alice.
-Co tam sieroto? - zapytała z drwiną w głosie.
Wywróciłam oczami i wstałam, zabrałam książkę chcąc odejść w spokoju. Niestety nie był dany mi taki ruch ,bo od razu zostałam złapana za włosy. 
-Pozwolił ci ktoś odejść? - zapytała.
Poczułam pieczenie na policzku i już wiedziałam ,że to nie koniec. Dziewczyna zamachnęła się po raz drugi ,a ja postanowiłam zadziałać. Nikt nie będzie udawał ,że jest lepszy ode mnie. 
Zablokowałam jej rękę i uderzyłam ją w twarz.  Wszystko potoczyło się bardzo szybko. Wokół nas zebrał się niezły tłum ,a nauczyciele nie spieszyli się ,by zainterweniować. 
Około 10 minut później przybiegło dwóch nauczycieli ,którzy nas rozdzielili i wylądowałyśmy u dyrektora.  
W ten dzień ze szkoły wyszłam z siniakami i rozciętą wargą. Mogłam wreszcie pokazać ,że nie jestem taka słaba.

~*~

niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział 12

*Dzień później*
Postanowiłam nie zagłębiać się w rzeź dziejącą się później. Miałam tylko jeden warunek. Nina ma przeżyć.  Moje usilne błagania na szczęście zostały wysłuchane ,a później ekipa podrzuciła bomby do willi Diazów i wszystko poszła z dymem. Tak przynajmniej było widać i taką mieliśmy nadzieję.
Później prywatnym samolotem wróciliśmy do domu. Mój umysł był przeciążony. Co chwilę przed moimi oczami pojawiały się obrazy z minionego dnia. To było zdecydowanie za dużo.
 Od razu po powrocie do domu wypiłam dwie butelki szkockiej. Czuje się tak jakby wszystko się posypało ,choć tak wcale nie jest. Było bardzo blisko ,ale się udało. Cały dzień leżałam w łóżku tępo wpatrując się w sufit.  Louis kilka razy był u mnie ,ale nie podejmował ze mną rozmowy.
Gdy po raz kolejny wparował do pokoju tym razem podszedł do łóżka i położył się obok mnie.
-Co się dzieje? - zapytał.
-Nie mam pojęcia, nie wiem dlaczego ,ale cały pobyt w Hiszpanii to było za dużo.
-Brałaś te tabletki?
Pewnie teraz wszyscy będą uważać mnie za wariatkę ,ale kiedy zmarł mój chłopak wpadłam w ciężką depresję i lekarz przepisał mi tabletki 'na gorsze dni'.
Pokręciłam przecząco głową ,a chłopak wstał i wyszedł ,a po chwili wrócił ze szklaną wody i tabletkami.
-Dziękuje Lou - uśmiechnęłam się lekko.
-Bierz powinno być lepiej.
Szybko połknęłam piguły i położyłam się spać.
-Odpocznij sobie ,jutro będziesz jak nowa - powiedział Louis i wyszedł.
 Ja szybko oddałam się w objęcia Morfeusza.

*Rano*
Obudziły mnie dźwięki mojej ulubionej piosenki 'Dangerous' Davida Guetty.

'You take me down

Spin me around

You got me running all the lights'


Moje powieki lekko się uniosły i spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Dzwonił Lou.
-Czego chcesz braciszku? - zapytałam odbierając.
-Słyszę ,że humorek się poprawił.
-Jasne ,a teraz mów po co dzwonisz,
-Co chcesz na śniadanie królewno?
-Cokolwiek do zjedzenia ,bo jestem głodna.
-Ok, za 10 minut zejdź na dół.
Rozłączyłam się i powędrowałam do łazienki na szybki prysznic. Później ubrałam się w ten zestaw i zbiegłam do kuchni ,gdzie ujrzałam Lou siedzącego za stołem zastawionym różnymi pysznościami.
Szybko zjadłam śniadanie i postanowiłam wybrać się na zakupy.
Cały dzień spędziłam na zakupach w galerii. Kupiłam kilka nowych ciuchów i produkty spożywcze do lodówki ,która ostatnio zaświeciła pustkami.
Do domu wróciłam pod wieczór. W salonie spotkałam Lou i El.
-Nie przeszkadzajcie sobie - powiedziałam.
-Co tam u ciebie Angel? - zapytała El.
-Jest ok, ja już sobie pójdę.
Rozpakowałam zakupy i poszłam do swojego pokoju. Chwile po przekroczeniu progu pokoju dostałam SMS'a od Liama :
Potrzebna ekipa na wyścigi od zaraz, stare magazyny na obrzeżach  Xx

Szybko przebrałam się w wygodniejsze ubrania i ponownie zawitałam do salonu. Widać ,że Louis też przygotowuje się do wyjścia.
-Zabierz ze sobą pistolet ,bo może się przydać - powiedział brat.
-Ok
Po drodze do garażu zabrałam dwa pistolety i wsiadłam do swojego Audi.
Na miejscu byłam około pół godziny później. Zebrało się już sporo osób. Wyruszyłam w poszukiwaniu jakieś znajomej twarzyczki. W tłumie dostrzegłam Liama ,głównego kierownika tego zamieszania. Po przedarciu się przez tłum zapytałam go:
-O co chodzi ??
-Jakieś zjeby wyzwały nas na wyścigi i oto jesteśmy tutaj.
-To kiedy zaczynamy?
-Louis zaraz się zjawi to zaczniemy.
-Okej.
W drodze powrotnej do mojego samochodu zostałam zaczepiona przez jakiegoś chłopaka.
-Co taka piękna istotka robi w tak niebezpiecznym miejscu?
-Nieważne.
Usłyszałam znajome głosy ,mówiące o rozpoczęciu wyścigu.
-Muszę iść
Rozpoczynamy zabawę proszę państwa !!


~*~
Chciałabym przeprosić i podziękować za wszystko. 
Blog ma coraz więcej nowych wyświetleń ,ale mało komentarzy.
Chciałabym zobaczyć waszą obecność ,że jesteście i czytacie to.
Przypominam ,że jest możliwość komentowania z anonima 

<3

sobota, 27 grudnia 2014

Ogłoszenie !!

Przepraszam , nie wiem kiedy dodam kolejny rozdział ,bo padł mi system w komputerze i teraz czekam na odpowiedź od informatyka. Kiedy tylko będę mogła postaram się dodać taki długi rozdział. Mam nadzieję ,że ktoś jeszcze czyta tego bloga   

Chcę wam życzyć udanego sylwestra i szczęśliwego nowego roku :)
<3

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Rozdział 11

~*~

W ciągu 10 minut wszyscy zebrali się w moim tajnym biurze. Szybko wyjaśniłem im całą sytuację i od razu zabraliśmy się do roboty.
Siedziałem dość długo przy laptopie nim rozgryzłem system więzienny w Hiszpanii. Liam opracowywał najlepsze sposoby wyciągnięcia Angel ,a Harry, Zayn i Niall zbierali ekipę w Barcelonie.
Połowę dnia wykorzystaliśmy na opracowanie planu i teraz pakujemy się do prywatnego samolotu, pełni nadziei. Ciekawe jak radzi sobie An.

*P.O.V. Angel*
Pierwsze godziny siedzenia tutaj były istna katorgą. Siedziałam na podłodze i wpatrywałam się w różne punkty mojej celi ,co jakiś czas zmieniając pozycję. Strażniczka powiedziałam mi otwarcie ,że jestem jak osoba obłąkana. Może udawanie psychicznej jest dobrym pomysłem?! Czas okropnie się przeciągał ,można powiedzieć w nie skończoność.  Po jakimś czasie zmęczona "nic nie robieniem" zasnęłam.
Obudziło mnie zgrzytanie krat. Otwarłam oczy i ze zdumieniem wpatrywałam się w postać za strażniczką.
-Black, przyszedł twój adwokat - powiedziała kobieta.
Cieszyłam się jak małe dziecko na jego widok. On też był widocznie uradowany moją poprawą humoru. Ubrany był w dopasowany czarny garnitur i miał ze sobą skórzana teczkę adwokacką. Po odejściu strażniczki rzuciłam się mu w objęcia.
-Louis! - powiedziałam.
-Stęskniłaś się mała? - zapytał z uśmieszkiem.
-Jasne. Po co tu jesteś?
-Musimy cie stąd wyciągnąć i mam zamiar przedstawić plan działań ,bo ty jesteś potrzebna.
W przeciągu 15 minut wyjaśnił mi wszystko. Walka rozegra się wieczorem. Uda się lub wszyscy pójdziemy siedzieć.
-Kto cie wkopał? - zapytał na koniec.
Niemal bezgłośnie wypowiedziałam "Lewis" ,a na horyzoncie pojawiła się ta upierdliwa baba.
-Do widzenia - rzucił urzędowym tonem Louis i wyszedł.
-Przystojny ten twój adwokacik - powiedziała strażniczka.
-Tak pani sądzi?
-Mów mi Helen.
-Andrea.
-Wracając. twój adwokat nie jest głupiutki i pewnie dużo kosztuje.
 -Pewnie tak, nie znam się na tym.
Helen nie kontynuowała rozmowy ,tylko wróciła na swoje miejsce. Muszę ją dopisać do mojej listy osób ,które zrobiły coś pożytecznego dla mnie.
Odliczałam najpierw godziny ,a później minuty do rozpoczęcia akcji. Dziwiło mnie to ,że aż dwudziestko ludzi chce mnie stąd wydostać.
Pozostało tylko około dziesięciu minut ,a ja stałam dokładnie na środku pomieszczenia. Powoli odliczałam czas w myślach. Po dwóch dniach wszyscy wokół uznali ,że jestem nieźle szurnięta.
Trzy sekundy, dwie sekundy, jedna...
Nagle światło zgasło i rozległy się odgłosy podobne do wybuchu.
-Ktoś zaatakował czwarte skrzydło, daleko od nas - powiedziałam Helen.
Niecałą minutę później rąbnęło w skrzydle drugim czyli u nas.
-Zaraz wracam - poinformowała mnie kobieta.
Wszystko niczym jakiś niezły film akcji. Chwilę później ujrzałam Niall'a i Harrego w kominiarkach razem z trzema innymi chłopakami. Jeden z nich zaczął majstrować przy zamku mojej celi i po chwili otworzył.
-Dobra, wynosimy się stąd! - wrzasnął Niall
Zostałam pociągnięta przez Hazze do podstawionego czarnego vana i odjechaliśmy.
Około godzinę później dotarliśmy na obrzeża miasta do jakieś rezydencji.
-Tymczasowe mieszkanko - wyjaśnił Niall.
W salonie zobaczyłam Louisa ,który intensywnie wlepia swoje oczy w ekran laptopa. Był ranny w ramię ,ale jego wzrok był zwrócony w stronę czegoś innego ,jakby od tego właśnie zależało jego życie.
Podeszłam do niego i zamknęłam mu komputer. Popatrzył na mnie z troszeczkę wykrzywionym z bólu uśmieszkiem.
-Dajcie apteczkę ,bo muszę go opatrzyć.
Chwilę później ktoś rzucił mi w ręce pudełko ,o które prosiłam.
Szybko uporałam się z rana. Jako jedyna byłam zdolna opatrywać zranionych ludzi po tej linii frontu.
-Kiedy wracamy do domu? - zapytałam.
-Musimy wykonać jeszcze jedną misję - uśmiechnął się tajemniczo Lou.
O cholera ....

~*~

sobota, 22 listopada 2014

10. End?

-Dobry wieczór. Panna Andrea Black?
-Tak.
-Pójdzie pani z nami musimy wyjaśnić kilka spraw.
-Zabiorę jeszcze dokumenty.
Wrzuciłam potrzebne rzeczy do torebki i wyszłam.

*P.O.V. Louis*
Już po raz trzeci obróciłem kopertę w rękach. Do domu wróciłem dopiero nad ranem i zastałem go pusty.
Kilka chwil później po głębszych namysłach wyciągałem kartkę i zacząłem czytać.
"Kochany Lou!
Piszę ten list ,ponieważ chciałabym wyjaśnić kilka spraw.
Wreszcie po kilku latach zdołałam Ci powiedzieć prawdę o ojcu. Właśnie kiedy po jego śmierci przeglądałam pocztę natrafiłam na ciekawy E-Mail. Napisała do znana już Ci kobieta ,którą pobiłam. Niedługo później odkryłam całą konwersację ,przez co się we mnie zagotowało. Jak wiesz zadziałałam bardzo szybko. Ojciec zdradzał mamę ,przez około rok. Nie wiedziałam jak to powiedzieć ,ale wyszło samo. Wszystko było moją tajemnicą. Za to chciałam przeprosić.
Kolejną rzeczą jest wspomnienie o twoich dziwkach w naszej kłótni. Nie chciałam powiedzieć tego ,ale sam wiesz ,że taka była prawda. Cieszę się ,że znalazłeś taką osobę jak Eleonor. Wiem ,że bardzo Ci na niej zależy i mam nadzieję ,że tego nie zepsujesz.
Zrobiłam sobie wakacje w Hiszpanii. W razie jakich ko;wiek problemów skontaktuje się z Tobą.


Całuje Angel"

Na samym dole kartki widniał odcisk szminki An. Dam jej odpocząć i pomyśleć. Usiadłem na stole w kuchni i zadzwoniłem do El.

*P.O.V. Angel*
Od pół godziny siedziałam w sali przesłuchań. Wygodnie rozłożona na krześle czekałam.
Około 10 minut później do pomieszczenia weszli ludzie z dochodzeniówki. Zaczynamy zabawę.
-Andrea Black? - zapytała kobieta.
-Tak.
-Nazywam się Rachel Andrew ,a to Mark Richards. Zajmujemy się sprawą Lewisa Diaz. Wisze coś na jego temat?
Uniosłam brew w pytającym geście.
-Nie udawaj głupiej! Dobrze wiemy ,że wczoraj byłaś w posiadłości Diaza - powiedział gość.
Nie podobał mi się od samego wejścia, 
Nic mu do tego. Dobrze wiemy ,że nic z tego nie będzie.
-Wczoraj włamałaś się do naszego systemu.
-Jakieś dowody?
Rzucono mi przed oczy trzy kartki. Szybko zapoznałam się z treścią. Do części mogłabym się przyznać. Najprostsze kodowanie jest dla frajerów.
-Jak będzie ? - zapytała kobieta.
-Nie znam się na czymś takim.
-Powiedz nam coś o Lewisie.
Wkopać chuja czy nie?
-Niezłe ciacho z niego. Świetnie całuje i jest niezły w łóżku - postanowiłam troszku zagrać.
-Co wiesz na temat jego planów?
-Co miał mi się zwierzać?
-Może posiedzisz sobie u nas na 72h to sobie coś jednak przypomnisz?
Co to ,to nie kurwa. Ściągną moje odciski i już po mnie.
-Widzę ,że nic nam nie powiesz to jednak sobie posiedzisz.
-Mogę wykonać jeden telefon?
-Proszę, tylko szybko.
Wybrałam numer do Louisa. W duchu modliłam się ,żeby odebrał. Po kilku sygnałach usłyszałam jego głos.
-An?
-Słuchaj, 3 dni ,więzienie Hiszpania. Pomocy - zaczęłam nawijać do niego po francusku z nadzieją ,że zrozumie.
-Pomożemy ci.
Wypuściłam głośno powietrze i rozłączyłam się. Jestem uratowana.

*P.O.V. Louis*
Nie wiem jak to zrobię ,ale muszę ją wyciągnąć. JEśli zobaczą ,że Andrea i Angel to ta sama osoba wkopiemy się wszyscy. 
Muszę zwołać całą ekipę...

---------------------------------------------------
Dziękuję za wszystko,
niestety rozdział krótkie,
ale jestem zadziwiona w jak szybkim tępie rośnie ilość odsłon
DZIĘKUJĘ ♥


poniedziałek, 10 listopada 2014

09. Problem?

PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM !!!

Rano obudziło mnie uporczywe dzwonienie do drzwi.
Założyłam szlafrok i otworzyłam je. Ujrzałam Ninę - stara koleżanka z Hiszpanii.
-Cześć Angel.  Jednak to prawda ,że przyjechałaś.
-Hej, Jak widzisz jestem na wakacjach.
-Mam dla ciebie ciekawe zlecenie.
-Wchodź do środka.
Po rozgoszczeniu się Niny w salonie szybko streściła mi cały plan:
-Potrzebujemy informacji na temat tych ludzi - rzuciła mi kartkę na stół.
-Jak mam pomóc?
-Mierda!* An musisz włamać się do systemu rządowego i poszukać. Ktoś na nas poluje i bez informacji wyłapią nas jak psy.
Spojrzałam na listę.
-Na jutro będzie gotowe.
-Ratujesz nas. Spotkajmy się u mnie jutro.
-Jasne.
-Do zobaczenia.
Jak szybko się pojawiła tak samo zniknęła
Zaraz po wyjściu Niny wyciągnęłam laptopa i zrobiłam włam do rządowych. Ciekawe czy zauważą.
Do rana opracowywałam całą listę z rezultatem wypchanej teczki.
Około południa zapakowałam potrzebne rzeczy, odświeżyłam się i pojechałam do willi Diazów.
Zaraz po dotarciu na miejsce zostałam zaprowadzona do podziemi,gdzie czekał na mnie Lewis. Czemu wszyscy gangsterzy muszą być tak przystojni?! Obok niego stała Catalina - kolejna panna do kompletu. Czasami wydaje mi się to bez sensu ,ale nie o tym teraz mowa.
Całej ekipie wyjaśniłam wszystko i czułam jak Lewis cały czas uporczywie mnie obserwuje.
-To wszystko. Ja już muszę iść.
-Odprowadzę Cię - zaproponował Lew.
-Dziękuję trafię do wyjścia.
Opuściłam pomieszczenie ze swoim "towarzyszem". Podążał za mną krok w krok.
-Czego chcesz Lewis? - zapytałam.
-Wypiękniałaś przez ostatnie lata.
-Idź sobie przeleć swoją laskę i nie bajeruj mi tutaj.
Chłopak chwycił mnie za nadgarstki i przygwoździł do ściany.
-Mnie się nie ignoruje - warknął.
-Ja to zrobię.
Ignorując moje protesty zaczął mnie zachłannie całować. Właśnie w tedy mój mózg zaczął pracować na wysokich obrotach. Powoli sięgnęłam za pasek spodni i wyciągnęłam broń. Przyłożyłam lufę do skroni Lewisa trzymając palec na spuście.
-Teraz z łaski swojej się odsuń i daj przejść. Miło było ,ale muszę iść.
Chłopak odsunął się ,ale dalej na jego twarzy widniał chamski uśmieszek.
-Jeszcze będziesz krzyczeć moje imię - powiedział.
Odeszłam kawałek i wycelowałam w jego nogę ,ale kula specjalnie wbiła się w podłogę koło niego.
Czemu mnie to spotyka?
Wybiegłam do samochodu i odjechałam do domu.
Po wejściu od razu wyciągnęłam butelkę wódki i paczkę amfetaminy. Czas się wyluzować. Rozsypałam proszek na szklanym blacie ,zwinęłam banknot 100 dolarowy i wciągnęłam cały materiał. Otworzyłam butelkę i pociągnęłam łyka.
Po niezłej fazie otrząsnęłam się następnego dnia po południu. Ogarnęłam bałagan i wskoczyłam pod prysznic.
Już pod wieczór usłyszałam pukanie do drzwi. Ciekawe kto to? Powędrowałam do wejścia i otworzyłam. Chwilę później ujrzałam dwóch policjantów.
Houston mamy problem !!!

*Mierda! (hiszp.) - Jasna cholera!


~*~
Chciałabym podziękować wszystkim za 1 tyś. wyświetleń 
mam nadzieję ,że ten rozdział przypadnie wam do gustu 
czekam na opinie ♥
cieszę się ,że komentujecie ,bo to nakręca mnie do działania
dziękuję Dominice za pomysł na kolejny rozdział
i Wojtkowi za bardzo szczerą opinię

Oczywiście szczególnie podziękowania dla czytelników


niedziela, 19 października 2014

08. I hate me too

 Coraz milej się robi, po prostu zajebiście.
2 godziny później impreza znacznie się rozkręciła. Siedziałam przy barze popijając drinka i flirtując z gośćmi.
Poszłam do toalety i zaczęłam poprawiać makijaż. Nagle jak gdyby z nikąd pojawił się Neymar. Od razu zostałam przygwożdżona do ściany bez większych szans ucieczki.
-Pięknie wyglądasz - uśmiechnął się do mnie cwaniacko.
-Mam to uważać za komplement czy jednak coś innego? - zapytałam.
-Jak wolisz maleńka.
Ney bez żadnego skrępowania pocałował mnie namiętnie.
Pieprzony Neymar.
Korzystając z chwili jego kompletnego zatracenia się szybko uciekłam.
Przeszłam do drugiej toalety i przed lustrem zakończyłam rozpoczętą czynność. Z jednej z kabin dochodziły lekko stłumione jęki ,a po chwili zobaczyłam Perri z jakimś gościem. Cóż daje na prawo i lewo to też Zayn lubi sobie chadzać na panienki. Przeszłam na salę i po chwili zostałam pociągnięta na czyjeś kolana. Tym ktosiem okazał się nasz cel,Drugi bok sukcesywnie okupowała Louise.
-Twoja koleżanka ,że jesteś czegoś warta - powiedział.
-Bez przesady.
-Muszę się przekonać ,ale to później.
I od razu skręcę ci kark bez żadnego zawahania - mówiłam w myślach.
Jego ręka powędrowała na moje udo i  z każda chwilą przemieszczała się wyżej.Godzinę później ,gdy praktycznie zostałam obmacana już wszędzie razem z Lou zapitego w trupa delikwenta zaciągnęłyśmy do ekskluzywnych pokoi. Gość strasznie się na nas napalił. Gdy dotarłyśmy do jednego z pomieszczeń od razu rzuciłyśmy go na kolana.
-Oddaję tobie tą przyjemność - powiedziałam do Lou.
Jednym zwinnym ruchem Louise pozbawiła go życia skręcając mu kark. Przybiłyśmy sobie piątkę i wróciłyśmy na imprezę. Louis widząc nas ponownie zarządził powrót do domu.
30 minut później zapragnęłam będąc juz w domu - jak najkrótszej drogi do łóżka. Został tylko Zayn ,który szedł za mną jak cień ,aż do mojego pokoju.
-Czego Malik?
-Ciebie kochana.
Mulat zaczął mnie namiętnie całować i wszedł do pokoju.
***
Po przyjemnie spędzonej nocy ubrałam się i zauważyłam ,że Malik już wcześniej ulotnił się przez okno. Zeszłam do kuchni ,gdzie jak co dzień siedział Lou.
-Ciebie już do reszty pojebało? - warknął na mnie.
-O co ci chodzi?
-Spałaś z Malikiem.
-Twój to interes?
-Myślałem ,że nie pieprzysz się z pierwszym lepszym.
-Powiesz mi pewnie jeszcze ,że robi się to tylko z miłości? Ty niby co tydzień pieprzyłeś inna ,a ja jakoś ci tego nie wypominałam ,albo ojciec obrabiał inne na boku ,bo nas kochał? Rób co chcesz ja jestem tylko wredna suka bez uczuć!!
Uciekłam czując ,że do moich oczu napływa coraz więcej łez. Zamknęłam się w swoim pokoju i pozwoliłam sobie się kompletnie popłakać.
Pół godziny później wzięłam się w garść i doprowadziłam do porządku. Ubrałam zwykłe dżinsy i bluzę. Wyskoczyłam przez okno i pobiegłam do domu Nialla.
Gdy zadzwoniłam do drzwi chłopaka pojawił się od razu i widząc mnie w nie najlepszym stanie od razu zaprosił do środka i okrył kocem.
-Co się stało? - zapytał
Opowiedziałam mu historię całego poranka, o kochankach ojca.
-Jak na to zareagował?
-Nic nie zrobił ,a ja uciekłam. Czy on naprawdę myślał ,że pobiłam tą dziwkę ,bo tak mi się podobało?
Chłopak z uwaga mnie słuchał.
-Czemu nie powiedziałaś mu od razu?
-Niby jak "Pobiłam ta lalę ,bo wiesz to była kochanka ojca". Bez sensu.
-W sumie lepiej późno ,niż wcale.
-Dzięki Niall. Teraz lepiej byłoby gdzieś uciec.
-Jedź na wakacje.
-Może to i racja. Polecę na dwa-trzy tygodnie. Hiszpania ,to będzie dobry wybór.
-Słyszałem ,że macie w Barcelonie niezłą chatę.
-Dokładnie. Pożycz na chwilę laptopa.
Zarezerwowałam prywatny lot do Barcelony na wieczór. Niall podwiózł mnie pod dom. Spakowałam potrzebne rzeczy, mieszcząc się w dwóch walizkach. Wpakowałam dwa pistolety (na wszelki wypadek) oraz pozwolenia na nie. Napisałam list do Lou,w którym wyjaśniłam to i owo. Zbliżał się wieczór ,a ja zamówiłam taksówkę na lotnisko.
Nad ranem przywitała mnie słoneczna Barcelona.
Niedługo później przekroczyłam próg domu i rzuciłam walizki w kat. Powędrowałam do kuchni i zrobiłam sobie kawę.
Rozłożyłam się w salonie i włączyłam plazmę.
Około południa rozpakowałam swoje rzeczy ,a później poszłam na długi spacer.
Rano obudził mnie dzwonek do drzwi. Po ich otwarciu zobaczyłam ...

~*~
Koniec rozdziału numer osiem. 
Mam nadzieję ,że to co piszę ma sens i przepraszam za wszelkie błędy.
Co sadzicie o kłótni Lou z An?
Co chcielibyście zobaczyć dalej?




Szablon by Selly