Niedługo trzeba było czekać ,aż miejsce przy barze obok mnie zajmie jakiś przystojniak. Podobny był do kogoś. Wspomnienia związane z jedynym chłopakiem ,którego kochałam nasunęły się bardzo szybko.
*Wspomnienie*
Mieliśmy wtedy po 17 lat. James był wysokim brunetem o niebieskich oczach. Można powiedzieć ,że zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia ,czy jak to się tam mówi poetycko. Byłam wtedy szczęśliwa i zakochana. Wszystko szło jak z bajki. Tylko bajki są nierealne.
Ten dzień był niezwykły. Moje 17 urodziny. Lou wyszedł z chłopakami ,a do mnie wpadł James. Już wczoraj zapowiedział ,że będzie to cudowny dzień. Tego właśnie dnia przeżyłam swój pierwszy raz.
Następnego dnia już o 6 rano poszłam razem z J odprowadzić go do domu. Szliśmy spacerkiem i śmialiśmy się. On wyskoczył na środek uliczki i zaczął się kręcić w kółko krzycząc "Mam najcudowniejszą dziewczynę na ziemi." Usiadłam na krawężniku wpatrując się w ukochanego.
-Lepiej zejdź z tej drogi - powiedziałam.
-Nie bój się. Samochody tędy nie przejeżdżają.
Właśnie tego pierdolonego dnia, jeden jedyny kurwa samochód musiał przejechać tą ulicą potrącając Jamesa.
Siedziałam w szpitalu przy J już 3 dobę. Dalej nic się nie działo. Przeklinałam siebie w duchu i obwiniałam za wszystko. Lou niemal natychmiast zjawił się w szpitalu.
W pewnym momencie James otworzył oczy i powiedział :
-Nie bój się. Zabiorę ze sobą do grobu to co było najcenniejsze dla ciebie. Kocham cie Angel.
-Ja ciebie też James.
Po tych słowach aparatura do której był J zaczęła wskazywać poziomą kreskę. Już wiedziałam ,że to koniec. Do sali wbiegł lekarz z pielęgniarkami ,a ja zostałam wyproszona na korytarz. Lou podbiegł do mnie i przytulił ,a ja rozpłakałam się na dobre.
Pół godziny później z sali wyszedł lekarz.
-Niestety nie udało się go uratować.
Te słowa pokierował w naszą stronę.
To był koniec...
*End*
Szybko się pozbierałam i spojrzałam na chłopaka. Nasza rozmowa szybko się rozkręciła. Mój nowy znajomy ma na imię Luke.
Kilka minut później naszą miłą konwersację przerwał SMS od Louisa.
"Za półtorej godziny na wyścig."
On pewnie się nie wybiera. Trzeba się jednak zbierać.
-Przepraszam cie bardzo ,ale muszę już iść ,ale masz mój numer - zapisałam mu swój numer na serwetce.
-Dzięki. Na pewno się odezwę.
Szybkim krokiem wyszłam z klubu i przyjechałam do domu. Szybko przebrałam się w ten zestaw (bez torebki). Szybko zeszłam do garażu i odpaliłam moje nowiutkie Kawasaki Ninja. Udałam się na miejsce wyścigów.
30 minut później dojechałam do celu. Zacznie się zabawa. Zaparkowałam moją maszynę. Nie musiałam długo czekać ,by przyszedł do mnie nasz wróg Ed. Popatrzył na mnie wymownie i powiedział :
-Zaczynamy ?
-Jasne.
Szybko udałam się do swojego motocykla ,a Fred - organizator wyścigów zwołał wszystkich do startu.
Zainteresowani ustawili się na lini startu ,a F szybko wytłumaczył trasę. Towarzyszki wykonały swoją "popisówkę" i mogliśmy zaczynać. Szybko wystartowaliśmy i od razu wyprzedziłam wszystkich ,ale ciągle na ogonie siedział mi Ed. Nie minęło 15 minut jazdy ,a za nami pojawił się policyjny radiowóz. Nosz kurwa lepiej być nie mogło.
Szczęście ,że te wyścigi nie są na kasę. W sumie już dawno przejechaliśmy metę ,ale od psów nie da się uciec tak łatwo.Zbliżał się ostry zakręt ,a ja od razu wyczułam ,że nie zmieszczę się.
Sprawy szybko potoczyły się dalej. Udało mi się położyć motocykl i wpadłam razem z nim do pobliskich krzaków.
Otwarłam oczy chwile później. Chciałam wstać lecz utrudniał mi to okropny ból w nodze. Aha, trzeba zadzwonić po Lou. Podniosłam się i wybrałam numer brata. Na szczęście policja pojechała dalej.
Tommo odebrał po czterech sygnałach.
-Co się dzieje ? - zapytał.
-Byłam na wyścigu i po 15 minutach przyjechały psy i goniły mnie i Ed'a. Nie zmieściłam się w zakręt i udało mi się położyć motor ,z którym wpadłam w krzaki. Przy okazji jeszcze chyba złamałam nogę ,więc rusz szanowny swój tyłek i przyjedź po mnie - powiedziałam.
-Dobra zaraz będę z chłopakami tylko określ się gdzie jesteś.
-New Street to jest zakręt zaraz za starymi domami.
-Za 10 minut jesteśmy na miejscu.
-Ok.
Rozłączyłam się i usiadłam na trawie czekając.
Z zegarkiem w reku 10 minut później pojawił się Lou z całą 4.
-Cześć. Gdzie ten motocykl ? - zapytał brat.
-Tam w krzakach - wskazałam na pobliskie zarośla.
-Dobra chłopcy wyciągnijcie go i zwieście go do domu ,a my jedziemy do lekarza.
30 minut później byłam już w gabinecie. Lekarz szybko skierował mnie na prześwietlenie i okazało się ,że mam złamaną nogę i kazał przez miesiąc trzymać nogę w specjalnym gipsie.
W domu od razu udałam się ,choć z trudem zeszłam do garażu. Gdy zobaczyłam moją powypadkową maszynę powiedziałam:
-Fajnie rozpierdoliłam swój nowiutki motor. Po prostu zajebiście...
----------------------------
I oto nowy rozdział. Liczę na kreatywne komentarze.
Następny rozdział planuję za 2 tygodnie choć nie wiem jak to wyjdzie.
Rozdział jest super szkoda że następny dopiero za 2 tygodnie ale napewno warto czekać ~cleo
OdpowiedzUsuń